(Hallgrimur Helgason, autor "Kobiety w 1000ºC" dla Teleexpressu)
Za powieść tę zabierałam się dwukrotnie. Tak naprawdę zaczęłam czytać ją już kilka miesięcy temu, jednak pochłaniając równocześnie kilka innych książek (tego sposobu nie polecam), w którymś momencie odłożyłam ją na bok. Co nie oznacza, że mi się nie podobała. Wróciłam do niej kilka dni temu i tym razem obiecałam sobie, że żadna inna książka nie przeszkodzi mi ponownym przeżywaniu wraz z Herrą, jej niezwykle ciekawego i ciężkiego osiemdziesięcioletniego życia.
Tym, którzy pomijają przedmowy autorskie polecam , aby tym razem tego nie robili. Helgason wyjaśnia w niej ciekawe okoliczności powstania dzieła - jak przez przypadkową rozmowę telefoniczną poznał losy wnuczki pierwszego prezydenta Islandii.
W chwili, gdy Herra zaczyna opisywać swoje losy, jest już u kresu swojego życia. Ma nawet zarezerwowaną kremacje. Mieszka w garażu, z najcenniejszymi dla niej rzeczami - laptopem, dzięki któremu łączy się ze światem oraz granatem, który przewija się przez całą powieść.
Już od pierwszych stron książki wiemy, że Herra nie jest zwykłą staruszką. Nie tylko dlatego, że w posiada niezwykłą jak dla swojego wieku umiejętność posługiwania się komputerem (korzysta z Facebooka poprzez którego nawiązuje romanse z młodszymi mężczyznami). Ta sarkastyczna kobieta z dużym dystansem do własnej osoby skrywa tajemnice przeszłości. Wspomnienia ciężkiego, pełnego niesamowitych, czasem zabawnych, częściej jednak mrożących krew w żyłach historii. Lata sześćdziesiąte, okres drugiej wojny światowej i tęsknota za Islandią, ale też współczesność - Herra przeprowadza nas przez swój świat. Świat okiem kobiety.
Słowo "kobieta" ma w tej powieści największe znaczenie. Sam autor podkreśla, że chciał aby dzieło to było feministyczne, dedykowane bohaterce i innym kobietom.
Herra, odkrywa swoją kobiecość masturbując się szczotką w publicznej ubikacji, w czasie wojny traci dziewictwo poprzez gwałt popełniony przez Polaka, a później zostaje wielokrotnie gwałcona i poniżana przez wielu mężczyzn. Dalsze losy bohaterki pokazują, że te wszystkie wydarzenia tylko ją wzmocniły, sprawiły, że stała się silną niezależną kobietą, która nie przebiera w słowach.
"Całkowite wyzwolenie kobiet zostanie osiągnięte dopiero wtedy, kiedy wszyscy mężczyźni zginą na wojnie. Wtedy my, kobiety, będziemy jeszcze przez jedno pokolenie szczęśliwe, liżąc sobie nawzajem krocza, głaszcząc się po policzkach i od czasu do czasu wbijając sobie nóż w plecy."
Ta siła i niezależność sprawiły jednak, że Herra nigdy nie była do końca szczęśliwa. Jej liczne, często destrukcyjne związki z mężczyznami oraz relacje z synami to znamiona pozostałe z czasów, kiedy Herra została jako mała dziewczynka pozostawiona sama sobie, bezbronna w okrutnym świecie wojny, świecie rządzonym przez mężczyzn.
"Kobieta w 1000ºC" to lektura obowiązkowa. To książka ważna, nie tylko dla kobiet. Nie jest to jednak powieść do czytania na tak zwanym "kolanie". Mogłabym przytoczyć wiele cytatów, bo tych wartych zapamiętania jest w książce Helgasona naprawdę dużo.
Mnie najbardziej zapadły w pamięć te dwa, przytoczone poniżej. Będę je sobie przypominać w momentach, kiedy małe rzeczy będą wydawały się wielkimi problemami...
"W czasie wojny wszystkim jest dobrze, bo nikt nie musi sam o niczym decydować. Kiedy nastaje pokój, zaczyna się epidemia nieszczęść, bo ludzie muszą sami wybierać.(...) I mało czego boją się oni bardziej niż wiecznego pokoju na świecie"
"Człowiek zawsze potrzebuje katastrof, więc jeśli nie dostarcza ich natura, załatwia je sobie sam."