czwartek, 23 stycznia 2014

Nie taki cesarki ten Wiedeń


Nie wiem czy to nadmiar kryminałów czy moja niechęć do fabuły osadzonej na początku XX wieku, ale "Wiedeńska gra" Carli Montero zmęczyła mnie niemiłosiernie. Kilkakrotnie chciałam rzucić tę książkę w kąt i o niej zapomnieć, jednak coś mnie powstrzymało...
"Wiedeńska gra" to jak czytamy w opisie historia szpiegowska, gdzie główną bohaterką jest Isabel, która po stracie rodziców i opuszczeniu przez narzeczonego, wyjeżdża wraz z ciotką do Wiednia.
No cóż. Podczas czytania pierwszej połowy książki, ciągle z niedowierzaniem zerkałam na tylną okładkę - tak, napisane jest "historia szpiegowska". Ziewając zastanawiałam się czy ktoś się przypadkiem nie pomylił, gdzie ten szpiegowski wątek? W sumie, nie za bardzo wiem, o co chodziło autorce w pierwszej części powieści. Isabel miota się od jednego mężczyzny do drugiego, każdy zachwyca się jej urodą. Gdzie te obiecany cesarski Wiedeń w tle?
I nagle... coś zaczyna się dziać. Jedno morderstwo, drugie, nagle okazuje się, że nikt nie jest tym za kogo się podawał. Poczułam się, jakbym wzięła do ręki zupełnie inną książkę, która ma nawet ciekawy wątek detektywistyczny. Nawet ciekawy, bo do dobrego kryminału autorce bardzo daleko.
Nie tak ma wyglądać przyjemność czerpana z literatury. Cóż to za przyjemność, jeśli ciekawi nas tylko połowa książki a fabuła rozkręca się z prędkością ospałego żółwia? Mam wrażenie, że sama autorka nie za bardzo wiedziała, który wątek ma wysunąć na pierwszy plan.
Niestety nie mam ochoty sięgać po "Szmaragdową tablicę", drugą książkę Montero. Pomimo, że słyszałam o niej dużo dobrego "Wiedeńska gra" skutecznie zniechęciła mnie do czytania innych dzieł tej autorki...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz